Czas na podsumowanie kolejnego tygodnia przygotowan do Swiat :-)
16 GRUDNIA
Poniedzialek spedzilam w domu do 21, a pozniej pojechalam do pracy i wrocilam o 6 rano :P Krzysiek w poniedzialek wybral sie do Manchester do polskiej ambasady odebrac paszport Miloszka. Niestety nie sprawdzilismy godzin odbioru i byl tam o 11, a paszporty wydawali dopiero od 13 i musial czekac. Kolega, z ktorym pojechal, musial wracac do domu, bo jego zona w ciazy i troche jej hormony buzuja :P Biedaczek wrocil autobusem, zziebniety, ale na szczescie nie glodny :P Bo sobie poszedl do McDonalda. Autobus jechal do miasteczka obok Blackburn, a stamtad odebral go wlasnie ten wpomniany kolega. Natomiast my z Miloszkiem czytalismy ksiazeczki, rozwiazywalismy zadania z kalendarza adwentowego, bawilismy sie autkami, chowalismy pod kocem. Walczylam z naszym boilerem, ale to dluga historia, moze kiedys opisze na blogu, jak juz bedzie naprawiony albo calkowicie wymieniony, bo tak to tylko mnie nerwica bierze :P
Rowniez w poniedzialek kurier odbral paczke dla chlopakow i na szczescie zostala doreczona jeszcze tego samego tygodnia, a dokladnie to w piatek. Brawo DPD.
17 GRUDNIA
Wtorek to byl dzien odsypiania pracy. Wrocilam o 6, poszlam spac o 8.20. Jak juz odprowadzilam Nadie na autobus, przygotowalam Miloszowi sniadanie i ogolnie duzo jedzenia i picia, zeby mnie nie budzil, a takze wlaczylam mu bajki. Obudzil mnie w sumie o 10.25, wpakowal sie ''pod skrzydelko'' i poszedl spac razem ze mna. Ogolnie to spalam do 14 razem z nim, wiec chlopak chyba tez byl zmeczony. A nog nie czulam. Od polnocy do 8 mialam na moim fitbicie przeszlo 20 tys. krokow. Ledwo patrzylam na oczy, jezyk mi sie platal, a jak tylko przylozylam glowe do poduszki, to mnie nie bylo. Zwykle mam maly problem, zeby usnac po pracy, ale tym razem poszlo sprawnie ;)
Jak to bywa po nocce mialam niezbyt dobry humor :P I ogolnie marudna bylam o czym mogliscie poczytac w notce o wigilijnym menu :P
18 GRUDNIA
Lakier jakos tak slabo mi trzyma. Juz stracilam kilka ''paznokci''. Jeden w pracy, trzy w domu. Ale syrenka trzyma sie idealnie. Nie wiem, moze to wina lakieru ?
Bylismy na zakupach, glownie swiatecznych. Kupilismy potrzebne rzeczy do swiatecznego jedzenia, ale tez takie na codzien. Dzieciaki jak sie dorwaly do siatek, to jakby jedzenia na oczy nie widzialy. W lodowce oczywiscie cos tam jeszcze bylo, ale jak to Nadia mowi : nic nie ma do jedzenia. Ja nie wiem, co ona by chciala widziec w tej lodowce ? Ogolnie uwazam, ze wybor w Aldim czy Lidlu jest bardzo slaby, a ceny jedzenia poszly mocno w gore. Co to bedzie po tym ich brexicie to strach nawet myslec :/
W ogole to w srode prawie zaspalysmy do szkoly, a wlasciwie na autobus szkolny. Obudzilam sie o 7.30, a autobus na przystanku pojawia sie zwykle 7.41 Tak jak moje dziecko w 45 minut ma problem, zeby sie ogarnac, tak gotowa byla w trzy minuty. I co najlepsze wyszlysmy o tej, co zawsze :D, czyli dalysmy rade w 5 minut :P
No i w srode zadzwonilam do mamy pogadac troche, tak kilka godzin :D Moze za czesto nie dzwonie, ale jak juz zadzwonie to gadamy po 6h.
19 GRUDNIA
Jak prowadzilam Mloda na autobus, to stwierdzilam, ze zapowiada sie cieply dzien. Bylo 10 stopni na plusie. Pomyslalam sobie, ze wybiore sie z Miloszem na spacerek nad rzeczke i zajdziemy do paru sklepow i kupie drobne upominki dla dwoch kolezanek. Miloszek krzyczal do kaczek : czesc kaczki, nie mamy chlebka - i rzucal do wody kamyczki mniej wiecej co 3 m :D Potem mu sie jezyk poplatal i krzyczal : chlebek nie mamy kaczek :P Bylismy w The Range, gdzie mieli swiateczne wyprzedaze. Kupilam pare ozdob i herbatke. Pozniej byl McDonalds, nastepnie B&M. Tam kupilam drobne upominki. A jak wyszlismy ze sklepu, to sie okazalo, ze pada i to dosc mocno. Miloszek dzielnie dawal rade isc na wlasnych nozkach, chociaz czasami marudzil, ze juz nie ma sily. Ale byl nawet grzeczny w sklepach i tak nie szalal, jak to ma w zwyczaju. Torpedowiec nasz.
20 GRUDNIA
W piatek o 9 zadzwonila do mnie moja szefowa i poszlam niespodziewanie do pracy na godzinke. Miloszek tez sie ze mna zabral, ale on pojechal w odwiedziny do L. A jak wrocilam do domu to bylo sprzatanie, gotowanie i walka z boilerem. Fizio troche pomogl mi w kuchni. Nadia konczyla szkole o 14.00 Dostalam jej raport szkolny i byl w sumie taki sobie. Na 10 przedmiotow 7 bylo na oczekiwanym poziomie, jeden lekko ponad poziom, a dwa ponizej oczekiwan. No i byla pogadanka, wielka obraza i na koncu kara na internet. Jak sie poprawi z tych dwoch przedmiotow na oczekiwany poziom, wtedy pogadamy, co dalej. A jak bedzie miala pod koniec roku rewelacyjny raport to tata nawet jej iphone zafunduje ;P
Poszlam z trolami do centrum, a Krzysiek na silownie. Musialam dokupic reszte prezentow, a takze duzy garnek na bigos. W Primarku kupilam dla siebie koszulke nocna z Grinchem, a Nadia w ramach prezentu od babci wybrala sobie wisiorek ze znakiem zoodiaku oraz kocyk z Harrego Pottera.
21 GRUDNIA
W sobote do 17 bylam w domu, bo miala dojsc paczka z Niemiec od mojej mamy i Andrzeja. Pozniej musialam wyskoczyc do pracy. Wrocilam o 21.00 i przynioslam maly upominek od szefowej :) Winko i czekoladki.
Otworzylam paczke z Miloszem, ale potem poprosilam, zeby wyszedl na chwile, bo musze cos zrobi. Dokladnie to wyciagnac prezent dla niego i schowac, ale mu o tym nie mowilam :P Grzecznie posluchal i wrocil juz na ogladanie slodyczy. Byl w siodmym niebie ! Dalam mu tylko jajka niespodzianki i jedne zelki, a reszte schowalam. Nadia tez cos pozniej sobie wybrala.
22 GRUDNIA
W niedziele mialam nieciekawy humor przez nasz boiler, ale tak jak wspomnialam o powiem o tym, kiedy indziej. Ogolnie mialam jakis gorszy dzien i spadek formy. Prawie caly dzien przesiedzialam w kuchni. Bigos sobie pyrkal na gazie, a ja lepilam pierogi z kapusta i pieczarkami. Ugotowalam tez ziemniaki na farsz do pierogow ruskich.
Nawet nie mam z tego dnia zdjec, procz jednego, jak Bob z Miloszem patrzy, co tam sie z tym boilerem dzieje.
Bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń