DZIEN PIERWSZY - sroda
Miloszek poszedl do zerowki w srode, 2.09.2020 r. Zarowno dla nas, jak i dla niego byl to stresujacy czas. My jako rodzice wiadomo martwimy sie na zapas, zawsze chcemy dla swojego dziecka jak najlepiej i czesto wyolbrzymiamy problemy.
Milosz jest w klasie jedynym bialym dzieckiem, a do tego praktycznie nie mowi po angielsku. Zna kilka pojedynczych slow i prostych zdan, ale nie potrafi prowadzic rozmowy ani z pania, ani z dziecmi. Jest tez ostrozny w relacjach. Musi najpierw kogos poznac, oswoic sie z nim, a pozniej bedzie go zameczal swoja osoba ;) To troche taki maly wstydzioch, ale jest przekochany.
Pierwszego dnia zaprowadzilam go razem z Nadia na 9.35. Pod bramka czekala na niego jego pani. Powiedzialam, ze nie mowi po angielsku i ze chcialabym, aby jadl lunch w szkole. Miloszek spojrzal sie na pania, ominal ja, nie chcial nawiazywac blizszych relacji :P Pozniej jednak podal reke drugiej pani i poszedl z nia do klasy. Obylo sie bez placzu, bez odrywania, wlasciwie bez problemu. Ale w domu mowil, ze nie wiedzial, czy ma plakac czy nie. Jednak stwierdzil, ze nie bedzie plakal, bo ja mu mowilam, ze po niego przyjde i nie zostanie tam na zawsze.
Odebralismy go razem z Krzyskiem. Wyszedl jako ostatni i trzymal pania za reke. Ladnie sie usmiechal, pomachal nam i byl wesoly. Jego pani powiedziala, ze nie chcial jesc lunchu i ze lepiej bedzie, jak bedzie przynosil swoj z domu. Z tym, ze Milosz to ogolnie tadek niejadek i prawdopodobnie lunch z domu tez nie bedzie mu pasowal. To jest makaroniarz :) Kiedys chyba bede musiala poswiecic notke i przedstawic jego jadlospis, ale uwierzcie, to bedzie bardzo krotka notka.
Miloszek mowil, ze podobaly mu sie zabawki i ogolnie bylo fajnie, ale dzieci sie z nim nie bawily. I my wtedy juz zmartwieni. No bo on taki maly, samotny, nie mowi po angielsku. A moze w ogole nikt sie tam nim nie interesuje, a on siedzi w kacie sam jak palec. I oczywiscie Krzysiek juz zaczal planowac przenosiny do innej szkoly, do takiej, gdzie Milosz nie bedzie jedynym bialym dzieckiem w grupie. Ten sam problem byl z Nadia. Z tym, ze ona byla bardzo otwarta do ludzi i bardzo szybko nauczyla sie angielskiego. Ja wiem, ze Miloszek tez szybko sie nauczy, tylko on jakos tak nie ma ciagutek do angielskiego. I tak zaczal pozniej mowic po polsku, wiec tez niewiadomo jak szybko zlapie angielski.
Chcielibysmy, aby jednak zwracano na niego wieksza uwage, nie zostawiano go samego sobie. No i bardzo bym chciala, zeby jednak jadl cieply posilek w szkole, a nie jakies kanapki, ktorych i tak nie tknie, bo nie lubi chleba.
DRUGI DZIEN - czwartek
Fizio spal sobie smacznie prawie do 8, wiec musialam go obudzic. Poprzeciagal sie, zrobil siusiu, zjadl sniadanie. Pozniej umyl zabki, ubralam go ( bo ta jego szkola bluza strasznie ciasna w ramionach i sam ma problem ).
Mielismy jeszcze troche czasu do wyjscia, wiec pogral sobie na moim telefonie. Jak spal zrobilam mu sniadanie do lunchboxa. Dostal kanapke z maslem orzechowym, jogurcika w tubce, kawalek kielbaski ( taki a'la kabanos ), jedna mandarynke i troche rodzynek. Wiedzialam, ze i tak kanapki nie ruszy. Do picia dostal herbatke owocowa. Musialam zmienic butelke, bo ta dolaczona do lunchboxa przeciekala niestety.
Milosza klasa zaczyna o 9 na razie i konczy o 15.30 Czekamy pod brama, ale pozniej wpuszczaja nas na teren szkoly i podchodzimy z dziecmi do bramki. Tym razem byla inna pani - taka a'la kierowniczka zerowki i ona mowi do Milosza, ze ma isc do swojej klasy, a moj Fizio taki zagubiony - nie wiem, co ma robic, wiec mu mowie juz za bramka, zeby szedl kochany dalej za innymi dziecmi do swojej klasy, tej, w ktorej byl wczoraj. Wczuwanie sie w emocje Fizia sa dla mnie bolesne, bo ja bym chciala, zeby on mial jak najlepiej i zeby na poczatek dostal troche wiecej uwagi.
Miloszek mial isc w kwietniu na kilka miesiecy do przedszkola, ale wybuchla cala ta pandemia i na tym sie skonczylo, ze siedzial w domu.
W czwartek po szkole bylo juz lepiej. Fizio mowil, ze uczyli sie piosenki Everybody do this i zebym mu ja wlaczyla na yt. Zjadl jogurt i mandarynke ze swojego lunchboxa. Chlopiec mu zabral czapke jak byl home time i zalozyl dziewczynce, ale Fizio ja zabral z powrotem. Pani pytala sie, czy lubi Angry Birds, bo widziala jego pudelko na lunch. Byl sam w toalecie i myl rece. Dzien nalezal do udanych. Poszlam po niego z Nadia, to musialysmy go ciagnac, bo biedny byl taki zmeczony. W domu zjadl miske makaronu, dwa male jogurty, wypil duzo herbatki i odpoczywal sobie.
Musial byc naprawde zmeczony, bo do naszego lozka przyszedl dopiero ok. 6.00
TRZECI DZIEN - piatek
Ostatni dzien szkoly w tym tygodniu. Miloszek wstal juz po 7. Zjadl jak zawsze sniadanie, umyl zeby i zalozyl swoj mundurek. Pozniej siedzial przy moim telefonie, bo ja musialam sie ogarnac. Wyszlismy 15 minut przed czasem, wiec Miloszek zdazyl sie chwile pohustac na placu zabaw. Dal mi szybko buziaka, wzial swoja torbe z lunchem i poszedl z usmiechem. Oczywiscie nie pobiegl w podskokach z wielkim bananem na twarzy :P Ale byl bardzo dzielny przez te pierwsze trzy dni.
Pani wice dyrektor mnie zaczepila. Chwile pogadalysmy o Nadii, a pozniej spytala, czy to nie problem, ze beda mowic do Milosza - Milo. Ja sama wczoraj to zaproponowalam, bo panie mialy problem z wymowa. I jak maja sie meczyc i przekrecac imie na wiele sposobow, to juz niech mowia Majlo i tez bedzie ok. Ale dzisiaj wytlumaczylam, ze to jest jak me and wash i pani zalapala :P Oczywiscie zablysnelam jak zawsze i zamiast powiedziec, ze teraz do szkoly chodzi jej/her brat, to ja powiedzialam his/jego :P I pozniej w drodze do domu znow przezywalam, ze walnelam gafe :P Ale u mnie to norma, jak chce szybko cos powiedziec, to zawsze cos przekrece. Nie cierpie angielskiego :P Od zawsze nie mialam do tego jezyka glowy i dalej mi sprawa problem. Juz bym sie chyba szybciej chinskiego nauczyla :D
Poszlismy po Miloszka razem. Nasz maly zerowkowicz stal sobie grzecznie w grupie i trzeba bylo go kilka razy wolac, bo jakos nie zalapal, ze to jego wlasnie pani wola. Pani zawolala Milosz, druga tez, ale przybiegl dopiero na Milo :D bo tak mowi na niego jego pani w klasie. Powiedzial nawet Bye Bye, wiec juz jakis postep :)
Poszlismy kupic mu loda o ''smaku lodziarza'' :D i wrocilismy do domu. Milko oczywiscie nie zjadl prawie nic ze swojego lunchu. Jogurcik i troche winogron. Eh !
Jejku i codziennie do 15.30 w tej szkole??? Dlugo strasznie co??? Dzielny jest Miłosz i świetnie sobie radzi jak na początku... myślałam że będzie plakal za Tobą :))) Powodzenia oby tak dalej. A z tym angielskim to Cię rozumiem bo ja jak chce po niemiecku coś szybko powiedzieć to już też wszystko mi się placze w stresie
OdpowiedzUsuńJa tez sobie wyobrazalam, ze bedzie mnie trzymal w pasie i panie sila go beda odciagac. Ale on po prostu poszedl ku nieznanemu :) Podziwiam te moje dzieci za odwage :)No dlugo, dlugo. Normalnie tez jest dlugo, bo od 8.55 do 15.15 i to dla wszystkich bez wyjatku. Nie jestem pewna ile trwa przerwa na lunch, cos miedzy 30 min a godzina, bo niektore dzieciaki pamietam, ze do domu szly na obiad jak Nadia tam jeszcze do szkoly chodzila.
UsuńJa bym nie wiedziala co z czasem po pracy zrobic haha :D. Brawo dla Niego :D
Usuńteraz akurat duzo spraw nas sie na glowe zlozylo, to mam, co robic :)
UsuńNaprawdę dzielny Twój Miłosz <3. Pierwsze dni w zerówce są dla każdego stresujące a co dopiero przy trudnościach z komunikacją ale nie martw się z dnia na dzień będzie coraz to łatwiej :). To też dla niego ważna lekcja dzięki, której będzie odważniejszy w przyszłości :). Angielskiego sama nie lubię, tyle czasu się uczę a ciągle nie potrafię się sprawnie komunikować :P
OdpowiedzUsuńNajwazniejsze, ze chce tam chodzic. Jakby robil sceny, to bym sie chyba zalamala ;)
UsuńJa mam okropny problem z angielskimi czasami, znam tylko te podstawowe :D