Jakis czas pogoda nie dopisywala, wiec siedzielismy w domku i nie wychodzilismy nawet posiedziec na podworko za domem. Ale jak tylko slonko wygladalo zza chmur i byla szansa na spacer, to z niej korzystalismy.
I tak raz wybralismy sie z Miloszem nakarmic kaczki i gesi nad nasz kanal, a pozniej do Aldiego na male zakupy. Wzielam nawet swoja torbe na kolkach, ktora praktycznie Fizio sam ciagnal - oczywiscie pista, juz tej napchanej nie chcial :D
Na kanale plywala jakas bezpanska zdewastowana lodz. Ktos ja pozniej przywiazal do brzegu, bo przeszkadzala innym lodkom przeplywac, a w tym miejscu akurat kanal jest waski.
W tym miejscu zebraly sie chyba wszystkie kaczki i gesi ze swoimi mlodymi. Bylo ich tak duzo, ze sie bily o jedzenie, a Fizio byl przeszczesliwy, ze sie dra, trzepocza skrzydlami i robia tyle halasu.
Sobota ( 13/06 ) za to zaskoczyla nas piekna pogoda, bo do poludnia nie zapowiadalo sie na takie ciepelko. Zrobilam trening z Ewa Chodakowska ( BIKINI ), pozniej sie ogarnelam i nawet umalowalam i wyszlam sie poopalac za domem. Mialam w planach poczytac nowa ksiazke, ale akurat Krzysiek wrocil z pracy, wiec stwierdzilismy, ze wyjdziemy na spacer. Mielismy jechac na zakupy, ale wolalam skorzystac z pogody :P
Wymyslilam, ze pojdziemy sobie wzdluz kanalu do parku w Rishton, gdzie znajduje sie rowniez zbiornik retencyjny. Oczywiscie wszyscy rozebrani : ja w sukience na gole nogi, Fizio krotki rekaw i nogawki, Krzysiek w podkoszulku i spodenkach. A nasza Nadia w mojej kurtce i leginsach :D Bo jej zimno :D
Ta labedzie rodzinka to chyba najslodszy widok, jaki ostatnio widzialam. Oprocz Fizia oczywscie :P No miod na moje oczy. A Nadia jak zawsze : mamo, prosze tylko nie zaczynaj piszczec ... Bo ja zawsze robie mniej wiecej cos takiego : aaaa jakie slodkie aaaa zobacz jakie slodkie aaaa musze zrobic zdjecie aaaaa :D :D
No, ale sami popatrzecie jakie to slodkie, mieciutkie, puchate i takie szare. I jest mama, tata i dzieciaczki.
Piekniutkie :)
Wiadomo, ze dla malych nozek Milosza to meczaca wyprawa, ale i tak jest bardzo dzielny. Wystarczy mu chwila odpoczynku i moze isc dalej. Nie chce wracac do domu, podobaja mu sie takie wyprawy. Za to Nadia wiecznie marudzi, ze woli w domu zamknieta w pokoju siedziec :P
Weszlismy na mostek i ruszylismy w kierunku parku. Nie jest to duzy park, ale znajduje sie w nim dostep do zbiornika, po ktorym plywaja rozne gatunki ptakow. Do tego znajduje sie tutaj rowniez klub zeglarski. Krzysiek przerzucil dzieciaki na plac zabaw, zeby troche skorzystaly, mimo ze zamkniete :P Milosz zjechal prosto w wielka kaluze, tylko plusnelo z obydwoch stron i wcale mu sie to nie podobalo :D Na szczescie cieplo bylo, a on mial na sobie spodenki typowo nad wode, to szybko wysechl ;)
Jedza wypatrzyla, ze zdjecie jej robie i sie zakryla ;P
Mozna sobie tez ryby tutaj lowic, ale trzeba miec karte czlonkowska.
Do domu mielismy wrocic taksowka albo autobusem, ale kolega po nas przyjechal. Zajechalismy tez do McDonaldsa, bo w koncu otworzyli, tylko niestety McDrive i nie maja wszystkiego w menu, np. wrapow :/ Ale nugetsy, frytki i Happy Meal zaliczone :)
Cisnienie szalalo i bardzo mnie rozbolala na wieczor glowa. Musialam sie ratowac srodkiem przeciwbolowym.
Mysle, ze bedziemy tam czesciej spacerowac, bo nie jest to bardzo daleko, a i normalnie wzdluz drogi mozna isc, bo jest chodnik z Blackburn do Rishton, bo to sa praktycznie dwa zlaczone miasta, cos na wzor naszego polskiego Trojmiasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz