Narodowy lockdown again Tydzien 4 (25-31.1.21 ) I styczen minal
Czas na podsumowanie ostatniego tygodnia.
PONIEDZIALEK
Trochę dziwny to byl dzien, bo w glowie co jakis czas pojawialy sie myśli dotyczace niedzielnych wiesci. Nauka jakos zleciala, chociaz po weekendzie Milosz mial slabsza motywacja. Zrobilismy dzwiek th, matematyke, literaturę, wf. Bylo tez story time, czyli to, co zwykle. Przenieslismy sie z nauka do salonu, bo w sypialni za duzo rzeczy kusi. Po nauce poszlismy na rower do parku, czyli bardzo daleko. Ale Miloszek super sobie radzil i nawet jak sie wywrocil, to nie plakal.
WTOREK
Strasznie senny dzien. Bardzo nie lubie takiej mokrej pogody, kiedy o 13 jest ciemno jak o 17. Jestem wtedy bez energii. Poza tym mialam nadzieje, ze uda nam sie znow wyjsc na spacer. Wygrzebalam stare plyty ze zdjeciami i filmikami i staralam sie je przeniesc na dysk zewnetrzny, ale niestety niektore nie chcialy sie otwierac :( Kilka razy zrobilo mi sie zimno, bo weszlam w folder, gdzie byly zdjecia z Bozego Narodzenia 2009 i roczku Nadii, na ktorych byl moj kuzyn. Co prawda nie mielismy juz kontaktu prawie 10 lat, ale K. zawsze powtarzal, ze to jedyna osoba, z ktora chcial sie jeszcze spotkac w Polsce :/ Strasznie to przygnebiajace. I fakt, ze nawet nie mozna poleciec na pogrzeb :/
Gadalam troche z mama na messangerze, ale pozniej Fizio przejal telefon i zaczal babci pokazywac sie w roznych filtrach i nakladkach :D
Milosz to tez krol cietej riposty rosnie. Musze zaczac zapisywac te teksty, bo mnie rozkladaja na lopatki.
SRODA
Ciezko na sercu i w glowie. Tyle pytan, a odpowiedzi prawie wcale.
Milosz wymyslil swoja wersje We're going on a bear hunt. Ja zawsze dla pewnosci sprawdzam w google wszystko po kilka razy zanim wysle cos do nauczycielki, bo czasami nawet google tlumacz potrafi strzelic gafe :P
Siostra kupi wieniec w naszym imieniu i jeszcze kilka zniczy na groby najblizszych. Skonczylam przerzucac zdjecia z plyt na dysk. Ile perelek sie znalazlo ;) Juz pomijam zdjecia Naduli, ale nasze wspolne, osobne i z czasow nastoletnich.
CZWARTEK
Krzysiek mial odnowe kursu pierwszej pomocy, wiec byl w domu rano. Pozniej dopiero jechal do miasta obok. A ja oczywiscie zajeta bylam tym, co zawsze. Czyli nauczanie, sprzatanie i gotowanie obiadu. A pozniej przeslalam zdjecia mojej bratowej, ktore odnalazlam na plytach. Przyjechal kolega obciac Krzyska. Wieczorem zamowilismy tez fast food i pogralismy w Call of Duty.
Krzysiek dostal jeszcze wiadomosc z NHS i 22 lutego ma sie stawic do kontroli po operacji.
Zaczeli nowa ksiazeczke Goldilocks and Three Bears, czyli Zlotowlosa i trzy misie. Miloszek musial zrobic glownych bohaterow, wiec oczywiscie pomysl byl moj, a on mi pomagal w wykonaniu.
PIATEK
Jakos szybko zlecialy mi te dni. W piatek najwiecej rzeczy plastycznych robimy z Miloszem. Musielismy zrobic misia z modeliny krok po kroku. Byla tez przypowiesc o Danielu i lwach i pani poprosila, aby dzieci opowiedzialy swoja sytuacje, kiedy byly odwazne. Z racji, ze mi sie nie chce od Milosza wyciagac po angielsku i jeszcze to nagrywac, a to trwa wiecznosc, postanowilam, ze po prostu napisze do pani, to co mi powiedzial. Zrobilismy tez lwa :) Powtorzylismy dzwiek sh. Miloszowi coraz lepiej idzie pisanie.
Nawet sam sobie w kolku zakreslal te, ktore byly PIEKNE wg niego :D
SOBOTA
Czyste lenistwo do poludnia. A pozniej wiadomo sprzatanie, gotowanie itd. Poznym popoludniem przyjechal kolega z synem, wiec Milosz ganial sie z Bartkiem po domu. A pozniej K. pojechal razem z Nadia do nich. Wrocili pozno w nocy.
Siostra wyslala mi zdjecia wiazanki i z cmentarza. Prawdopodobna przyczyna smierci bylo zamarzniecie, ale dokladnie nie wiem, bo sie nie dopytuje.
Zdjecia z czasow mieszkania w Polsce spowodowaly wielka tesknote za ojczyzna. I taka nostalgie za mlodoscia, ktora przeminala zbyt szybko.
NIEDZIELA
Skonczylam czytac ksiazke. A pozniej poszlismy na spacer do parku. Po drodze natrafilismy na dwa ogloszenia o mieszkanie. Zadzwonilismy od razu. Jedno bylo na tej samej ulicy, na ktorej mielismy juz podpisana umowe, tylko troche dalej i po drugiej stronie. Niestety ktos mial przyjsc przed nami je ogladac i pozniej sie juz nikt nie odezwal, mimo ze K. dzwonil. Drugie obejrzelismy, bo facet powiedzial, ze ktos obok da nam klucz. Ale szok. Kuchnia i pokoj na dole - jeszcze spoko. Kuchnia duza, nawet w dobrym stanie, troche zajechany piekarnik. W malym pokoju nie bylo wykladziny tylko deski. Schody na gore waskie. Na gorze dwa pokoje. Jeden rozmiarowo ok, ale drugi malutki - ledwo lozko mozna bylo tam wcisnac, a do tego boiler. Lazienka tragedia. I co dziwne nie bylo salonu :D Dopiero K. mnie uswiadomil po drodze, ze tam nie bylo living room. Bakiard maly, ale spadzisty, wiec nim tam sie nie postawiloby, bo by sie sturlalo. I do tego koles chcial 500f. Byly tam meble i garnki. Ba ! Nawet pokryte futerkiem jedzonko :P Chyba dawno nikt tam nie mieszkal, bo ciezko bylo drzwi otworzyc od nadmiaru poczty. Ogolnie dom wygladal jakby ktos z niego w pospiechu uciekal :P Kto wie, czy tak nie bylo :D
Jednak nasz bunkier zaczyna mi sie na nowo podobac :D Nie wiem, jak ktos za tamta chate moze chciec 500f miesiecznie. Nie dosc, ze mala, to jeszcze wymaga posprzatania i naprawy. Ja tam musialabym chyba tydzien sprzatac.
Duzo rzeczy sie wtedy nagle przypomina :)
OdpowiedzUsuń