Kolejnego dnia naszego urlopu postanowilismy wybrac sie z Mlodymi do Jastarni. Przygoda rozpoczynala sie na Nabrzezu Pomorskim w Gdyni. Myslelismy, ze nie zdazymy kupic biletow, bo jak zawsze ktos przed nami zrobil sobie w kasie pkt informacji i wypytywal o wszystko. Bardzo mnie denerwuja tacy ludzie, bo czlowiek sie spieszy, stresuje, a tu Ci ktos tylko cisnienie podnosi ;) No, ale zdazylismy. Gdyby ktos byl zainteresowany taka podroza tramwajem wodnym z Gdyni do Jastarni to prosze bardzo - LINK :-)
Tramwaj wodny Rubin 530 wyplywal z portu o 12.30 i na miejscu zawital o 13.45. Gdy wyplywalismy swiecilo nad nami piekne sloneczko, a niebo bylo bezchmurne. Niestety, im blizej Polwyspu Helskiego i celu naszej podrozy, tym niebo robilo sie coraz bardziej granatowe. Slonce na dobre schowalo sie za chmurami, a w Jastarni lunal deszcz.
Jastarnia niestety nie pozwolila nam sie dobrze poznac, bo praktycznie przez cala godzine non stop padalo. Schowalismy sie w pizzerii Dominium, gdzie zjedlismy bardzo ostra pizze i wypilismy po piwku. Pozniej w strugach deszczu udalismy sie w strone straganow, by nabyć chociaż magnes na lodowke na pamiatke. Nadusia oczywiscie naciagnela Tatusia na opaske, ktora chwilowo jest jej ulubiona. Nie bylo sensu siedziec w tym miescie dluzej, bo deszcz uniemozliwial jakiekolwiek zwiedzanie czy plazowanie. Zauwazylam, ze nazwy ulic czy ciekawsze obiekty w tym miescie pisane byly rowniez po kaszubsku. Odnioslam wrazenie, ze Jastarnia to raczej malo imprezowy kurort.
Wsiedlismy w pociag, ktory jechal z Helu do Gdyni. Strasznie podobala mi sie ta trasa, bo z okna pociagu mozna bylo obserwowac morze, ktore bylo taaak blisko. Niestety siedzialam po drugiej stronie przedzialu i nie udalo mi sie lepiej nagrac widokow.
Moj brat zaproponowal, ze skoro bilety nie byly sprawdzane, to mozemy wysiasc we Wladyslawowie, a pozniej wrocic na nich do Gdyni :P Troche sie zastanawialam, czy wysiadac, bo pogoda byla w kratke, ale ... RAZ SIE ZYJE. Na pewno bysmy pozniej zalowali, ze zmarnowalismy dzien na bezsensowne siedzenie w domu.
Wladyslawowo, w skrocie Wladek, chyba kazdy kojarzy chociaz z nazwy. Ja bylam w nim po raz pierwszy. Od razu kupilam sobie magnes i wszamalam z Nadia po goferku.
Poszlismy sobie do Wiezy Widokowej, zwanej rowniez Domem Rybaka. Jest to najwyzszy budynek we Wladyslawowie, a na samej gorze znajduje sie taras widokowy zlozony z dwoch poziomow. Taras widokowy ( ten nizszy ) wznosi sie na wysokosci 45 m. Sa tam lornetki przez ktore mozna podziwiac Polwysep Helski, panorame miasta a podobno nawet latarnie w Rozewiu. Jeszcze lepsze widoki zaobserwowac mozna w kuli na wiezy, ktora wznosi sie na wysokosci 63 m. Strasznie wialo i do tego padalo, wiec za dlugo tam nie bylismy. Brawo dla Nadii, bo dala rade wejsc po drabince i AZ tak bardzo nie marudzila. Oba te tarasy sa platne. Dzieci do lat 4 maja darmowy wstep.
Na nizszych pietrach zahaczylismy o Muzeum Motyli. Sala wypelniona jest piaskiem, a w srodku znajduja sie gabloty z przeroznymi gatunkami motyli. Byly tez szarancze i cmy. Mozna bylo podziwiac okazy z roznych kontynentow. O tutaj zapraszam Was na filmik :
Zaliczyliśmy tez Gabinet Luster i wystawe Magiczny Zawrot Glowy. Bardzo ciekawe miejsce. Przy lustrach umieralam ze smiechu. Bylo tam mnostwo ciekawostek, zagadek, paradoksow i iluzji. Tylko ciasno :) Ludzi ogrom i czesto na siebie wchodzilismy.
Zapraszam do ogladania :
A pozniej to poszlismy juz na plaze. Sloneczko wyszlo zza chmur. Zrobilo sie nawet cieplo. Nadia miala zajecie w piachu, Mlodzi wyglupiali sie w morzu, a ja spedzalam ten czas w ramionach Krzysia - chlonac nadmorskie klimaty i cieszac sie chwila. A pozniej musielismy prawie biec na pociag, bo jak zwykle wszystko na ostatnia minute.
To byl wspaniale spedzony dzien :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz