Kolejna Wielkanoc w czworke za nami. Nawet tak pozno nie zaczelismy sniadania jak na nas. Nie robilam za duzo potraw, tylko to, co mogliscie widziec w ostatnim wpisie oraz polmiski z wedlinami, serem, pasztetem czy warzywami. I tak nie bylismy tego w stanie przejesc, wiec niestety niektore rzeczy powedrowaly do kosza. Lubie jak na stole jest wszystko ladnie ulozone, wiec dbam rowniez o dekoracje :-)
W piatek przygotowalam z Nadia swieconke. W sobote bylam z dzieciakami w kosciele na swieceniu pokarmow, a pogoda byla paskudna i od tamtej pory mecze sie z katarem i mokrym kaszlem. Kazdy juz zasmarkany w domu byl, a teraz Nadia narzeka, ze ja kaszel dusi. Pogoda taka niewiosenna przez caly ten czas byla, ze az depresji mozna bylo sie nabawic. Dopiero teraz ma byc ladny, cieply, sloneczny tydzien, wiec trzeba wycisnac z niego, ile sie da. Planuje spacery, spacery i raz jeszcze spacery.
W niedziele zjedlismy sniadanko i mielismy leniuchowac, ale zdzwonilismy sie z naszymi mozna rzec przyjaciolmi rodziny :D Ostatnio ciagle u nich przesiadujemy i smieje sie, ze to zaczyna byc tradycja, ale nie chce znow wyjsc na nachalna, bo ilez mozna komus tylek zawracac :P
W Poniedzialek Wielkanocny niestety K. musial wracac do pracy, wiec nasze swieta sie bardzo szybko skonczyly. Troche pochlapalam dzieciaki woda. Nadia zarzucila focha, a Miloszowi sie spodobalo chlapanie mamy. Zjadl z tata zurek. Padalo na zewnatrz, wiec nawet na spacer nie moglismy wyjsc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz